 |
www.forummastodont.fora.pl Forum dla ludzi w średnim wieku 40 - 60 lat.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bob marley
Dołączył: 16 Mar 2011
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:42, 25 Wrz 2011 Temat postu: Problemy |
|
|
Temat nowy, to fakt. coś zacytuje:
Luźne rozmowy
babapl
Temat: Re: ucieczka z dziennika.pl
PostNapisane: dzisiaj, o 22:02
Offline
Avatar użytkownika
Dołączył: 24 wrz 2009, o 20:30
Posty: 1535
Cynizm to przedkładanie dzieła człowieka nad niego samego. To był komentarz do cudów Efezu i Herostratesa.
i co ja mam babie odpisac ?
Ze myli pojecia ?
To jest problem, bo odpisac trzeba;
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bob marley
Dołączył: 16 Mar 2011
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:02, 18 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
<iframe width="560" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/czIEUG0RXqY" frameborder="0"></iframe>
i wersja dla niezalogowanych
http://www.youtube.com/watch?v=czIEUG0RXqY
miłego popołudnia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bob marley
Dołączył: 16 Mar 2011
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:51, 14 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Faktycznie trzeba coś na przekąskę zapodać:
<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/rC7Tj-R4pKs" frameborder="0"></iframe>
i wersja dla niezalogowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=rC7Tj-R4pKs
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bob marley
Dołączył: 16 Mar 2011
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 1:51, 28 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Fajnie i niefajnie jest, jeśli można zaznać chłodu dopiero wieczorem. Przy czym w dzień niebo było ołowiano – bure, skłaniało do płaczu złożone parasole i nasycało paryskie coraz cieplejsze powietrze nieznośną wilgocią, od której niby od żelazka z nawilżaczem prostowały się wszystkie faldy na mojej przepracowanej od walki z kryzysem mózgownicy; uff!
Przetoczyłem się po stężałych od potu ludu pracującego tunelach metra i ostatkiem sil doczłapałem w chłodne wnętrze odremontowanego (wreszcie!) dworca Saint Lazare.
Wsiąść do pociągu byle jakiego.. może być w kierunku mojego kumpla Immortela. La Celle St. Cloud brzmiało ładnie i obiecywało chłód lasu, bo tam jest las i natura z wdzięczności za ocalenie odpłaca naturalnym chłodem.
Wsiadłem i zająłem miejsce pod jednym z sześciu otwierających się okien wagonu. Tak swoja droga dlaczego wagon posiadający po dziesięć okien z każdej strony ma tylko po trzy okna z opuszczanymi szybami?
Pociąg żwawo ruszył , ja opuściłem wolete otwartego okna i rozkoszowałem się miłym chłodem, patrząc spod przymrożonych powiek na gapowate miny tych pasażerów, którzy dopiero teraz zorientowali się, ze ICH okna są nieotwierane. Tak, jestem maluczkim i wrednym ludzikiem, który czerpie dodatkowa przyjemność z cudzego zakłopotania, lecz pocieszałem się, ze pozostałych pięciu cwaniaczków przy otwartych oknach miało te same pełne złośliwej satysfakcji rozanielone gęby.
Pociąg był przyspieszony i zatrzymał się dopiero na La Défense. Popatrzyłem przez okno i ujrzałem Araba, który trzymając się z dala od tłumu oczekujących kręcił boba z haszu i po chwili skonstatowałem, ze facet ukrywając karalny proceder przed współoczekującymi nie zauważył, ze jest w oku kamery dworcowej. Ryknąłem śmiechem prowokując uśmiechy współczucia niezorientowanych pasażerów wagonu. Niestety nie mogłem im wyjaśnić, pokazać powodu mojej uciechy, bo wiadomo ze we Francji tradycyjnie co drugi, to flik po cywilnemu. Machnąłem ręką na spoconych i niezorientowanych i rozejrzałem się po najbliższym otoczeniu. Naprzeciwko mnie siedziała paniusia, tak na oko rycząca czterdziecha trzymająca w wypielęgnowanych dłoniach książkę, patrzyła się na mnie oniemiała (ach, prawda, przecież przed chwila śmiałem się dosyć głośno!) i miała ochotę nawiać, lecz otwarte okno było zbyt wielkim skarbem..
Marc Levy La premièr nuit – przeczytałem na głos, bo i tak miała mnie za szaleńca, a więc..
Après Le Premier Jour – wyszeptała nieśmiało i zaraz zasłoniła usta książką, przerażona, ze prowokuje wariata.
Przypomina mi pani Scarlett - zagadnąłem pojednawczo i raczej szeptem teatralnym, który sprowokował krostowatego blondyna siedzącego obok niej do nerwowych chrząknięć będących zapewne próbą zaprotestowania przed moja ekspansja, moim dość niewyszukanym sposobem zawierania znajomości, no nie na ulicy, ale w wagonie nagrzanym letnim skwarem podparyskiej aglomeracji.
Scarlett O'Hara? - zapytała ośmielona moim miłym tembrem głosu.
Nie Mademoiselle, Scarlett Johansson – teraz to już olałem Krostowatego i trochę jemu na złość bezczelnie podrywałem paniusie, która owszem była ryczącą, ale jak to mówią „z łózka bym nie wygonił”.
Ładnie się zarumieniła i wyraźnie odetchnęła widząc, a raczej słysząc, ze staram się być miły, po prostu. A pociąg już pędził do La Celle St. Cloud..
Jade do La Celle.. - powiedzialem patrząc na pojawiające się już zapowiedzi ogromnych lasów za oknem pociągu, który niby żywa istota pędził coraz szybciej i wydawało się, ze coraz to i weselej, opuszczając cywilizacyjne piekło i zagłębiając się w pierwotne puszcze.
Jade tam ponieważ zmęczył mnie dzisiaj Paryż i choć na chwile muszę zagłębić się w lasy – parki La Celle..bo tam jest cisza, chłód, bo tam nie widać tej kryzysowej gonitwy, bo mam na dzisiaj dosyć.. - gadałem do okna, lecz czułem, ze kobieta mnie słucha. Spojrzałem jej prosto w oczy i znalazłem w nich zrozumienie.
Wyszliśmy z pociągu z chłód malej stacji razem, dyskutując o Marku Levy, dopiero potem, na leśnej porębie..
Suzanne, mam na imię Suzanne
Stan, mam na imię Stan
Chyba nie pójdziemy odwiedzić Immortela, chociaż to poeta i pewnie by zaraz coś stosownego zadeklamował.
(...)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bob marley
Dołączył: 16 Mar 2011
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:12, 02 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Istnienie.
Maszerowałem samotnie po dołkach i górkach miasteczka. Godzina była bardziej niż wczesna i dla Tutejszych był to czas wywlekania małych wózeczków na sobotnie zakupy. Dla mnie natomiast było to misterium sobotniego, porannego spaceru, na który się zdecydowałem jeszcze podczas porannych medytacji w czasie golenia. Czasu miałem całe mnóstwo, na laptopa nie mogłem już patrzeć, a w tele leciały tylko poranne bzdurki dla dzieci. Do poniedziałku, a może i wtorku, kiedy to miałem zakończyć pomiary izofoniczne dla pastora Msongi, był jeszcze do przeleniuchowania cały week-end. Révérend prosił bym podczas sobotnio-niedzielnych mszy nie pętał się po jego kaplicy z sonometrem, laptopem i innymi źle wpływającymi na wiernych atrybutami mojej pracy, bo będą rozpraszały mistyczne skupienie jego owieczek.
Po minięciu małego, pamiętającego swoją średniowieczną świetność ryneczku, z kompletem budynków (kościół, posterunek, merostwo, fryzjer, gabinet piękności, trzy knajpy i dawne domy rajców i kupców, takie malutkie, przygarbione cacuszka z medievalu!) i sobotnio-niedzielnym rozgardiaszem straganów (piękne standy z kwiatami i roślinami doniczkowymi), które jednak zaskakiwały mnie gwarem starofrancuskiej odmiany kolonialnego dialektu śpiewnie i tak jakoś nieziemsko brzmiących zachwalań patatów, skierowałem się w stronę bliskich murów miejskich, za którymi chwiały się w porannej bryzie korony leśnych drzew.
Troszkę mnie zdziwiło to, ze pastor nawet nie zainteresował się czy jestem człowiekiem wierzącym, a jeśli, to jakiego wyznania. Nie usiłował mnie zdobyć dla swojej odmiany kreolskiego, pokręconego ni to katolicyzmu, ni to voo-doo. A może jednak, wiedząc ze jestem polonais, uznał ze mam w sobie dość katolickiej duszy, za dużo, jak na jego bardzo merkantylne podejście do tematu. Bo faktycznie Bóg jest jeden, ale było mnóstwo Hollywood w tym, co proponował swoim czarnym parafianom pastor Msonga.
Przeszedłem przez wysoko sklepiony łuk bramy miejskiej i znalazłem się na wąskiej, asfaltowanej chyba jeszcze za prezydenta Clemenseau leśnej szosie, biegnącej pod splecionymi koronami drzew starej, pikardyjskiej puszczy.
Faktycznie śmiesznie wygląda do integrowanie starego gotyckiego miasteczka z żywiołem przybyłym z Karaibów. W starej kaplicy najbardziej urzekła mnie ciemno-oliwkowa twarz Madonny na obrazie i aż oniemiałem, gdy przypatrzyłem się dokładnie artystycznemu ujęciu Dzieciątka, o wyraźnie afrykańskich rysach. Az westchnąłem z podziwu, jak wiara i sztuka ewoluują zmieniając strefy geograficzne, by potem powrócić do obszaru Kultury Łacińskiej
i przejąć jedną ze starych świątyń odmienione, lecz jednak skierowane do tego samego Stwórcy.
Dlatego ten spacer po leśnej głuszy, gdzie nadal rosną dęby, graby, sosny i jesiony, bo palmy i agawy przyjęły się tylko przy wejściu do małego merostwa miasteczka, lecz las pozostał taki sam, jak za czasów druidów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|